Hiszpanio, hola

27 lipca

Dziś dzień samochodowy. W planach: przejazd na stronę hiszpańską, oczywiście nie najkrótszą trasa, tylko robiąc krajoznawcze kółko. Pogoda rano taka sobie, dużo niskich chmur, trochę się baliśmy, że niewiele zobaczymy, ale na szczęście po przekroczeniu granicy aura zdecydowanie się poprawiła.
Po drodze przejeżdżaliśmy przez różne miasteczka - w niektórych zatrzymaliśmy na oglądanie:
W Saint Beat obejrzeliśmy "zegarowy zamek" - jak go nazwał Wiktor, na widok dużego zegara na wieży, po stronie hiszpańskiej zrobiliśmy krótką rundkę po La Pobla de Segur (ach, te krótkie i zwięzłe nazwy hiszpańskie ;). trafiliśmy na okres sjesty - więc całe miasteczko wyglądało prawie jak wymarłe, informacja turystyczna również była zamknięta na głucho.
Strona hiszpańska pod względem widokowym nierówna: przejeżdżaliśmy przez obszary, gdzie moim zdaniem nic specjalnego nie było: osypujące się zwietrzałe skały, krzaki, to wszystko oplatane gęstą siecią linii energetycznych - choć teoretycznie był to Park Narodowy - tu znów króciutka nazwa;) : Parc Nacional d'Aiguestores i Estany de Saint Maurici, ale przejeżdżaliśmy też przez bardzo, bardzo ładne rejony: dłuższą przerwę zrobiliśmy sobie na przełęczy Bonaigua, 2072 m n.p.m. widać, że przełęcz tętni życiem zimą - dookoła multum wyciągów, tras narciarskich - jak obejrzała mapkę narciarską całęgo rejonu, szczęka mi trochę opadła na widok ilości i wariantów tras o każdym stopniu trudności - szkoda, że to tak daleko od Polski.
Dla Wiktora główną atrakcją stał się zabytkowy ratrak (chyba ratrak? W każdym razie jakaś maszyna), oraz pasące się swobodnie konie na pobliskiej łące.
Niesamowite wrażenia robiły na nas mijane po drodze, usytuowane w górach, na szczytach wzgórz małe wioski - z domkami przytulonymi do siebie.
Mieliśmy mała przygodę z Jasiem,: jego żołądek, dopiero co zapełniony deserkiem, nie wytrzymał wjazdów i zjazdów pełnych zakrętów i mieliśmy nadprogramowe przebieranie się i czyszczenie fotelika.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz