Podróż

Podróż byłą długa (około 2 tys. km) i - nie będę owijać w bawełnę - bardzo męcząca.
Nie chcąc tracić cennego urlopu, tym bardziej, że Tibor nie dostał ostatecznie planowanych 3 tygodni urlopu, tylko dwa, chcieliśmy skrócić czas przejazdu jak się da.
Wyjechaliśmy w piątek, po pracy Tibora. Chcieliśmy jechać w nocy, zmieniając się oczywiście przy kierownicy, dojechać do znajomej w Niemczech - tam odspanąc w ciągu dnia, odespać co nieco i znów ruszyć na noc, tak, żeby w niedzielę przed południem dotrzeć do Montpellier.
Pogoda przez dużą część drogi nas nie rozpieszczała - jechaliśmy w ulewnym deszczu i chłodzie. Właściwie dopiero kawałek po przejechaniu Francji pogoda poprawiła się i zaczęło świecić słońce.
Co do samej jazdy - raczej nie polecam nikomu powtórzenia naszego pomysłu jazdy przez dwie noce. Druga część pod podróży to był zgon. Parę godzin snu u znajomej, nie zrekompensowało nieprzespanej nocy i jechało nam się fatalnie. Ostatecznie daliśmy za wygraną i skończyło się na spaniu na parkingu przy autostradzie.
Do Montpellier dotarliśmy koło trzeciej po południu.
Po przywitaniu się z ze znajomymi: Mathieu, Charlotte i ich rocznym synkiem Bastianem, zainstalowaliśmy się na campingu w turystycznej miejscowości pod Montpellier, a następnie ruszyliśmy korzystać z uroków pogody i Morza Śródziemnego.
Mathieu specjalnie dla nas wziął wolny dzień w pracy i następnego dnia chciał nam pokazać rejon wspinaczkowy oddalony o jakieś 30-40 minut jazdy od miasta. Po południu w planach było zwiedzanie Montpellier.


obrazki plażowe







zwiedzamy Montpellier





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz